„Wpadłem do kotła z gumijagodami” – rozmowa z Maciejem Górskim
Zapraszamy wszystkich do przeczytania obszernej rozmowy z zawodowym mistrzem świata karate full contact, najlepszym w Polsce zawodnikiem MMA wagi lekkiej i fighterem „KSW Team”, Maciejem Górskim. „Highlander” w wywiadzie opowiada m.in. o błędach jakie popełnił w swojej ostatniej walce oraz zdradza, dlaczego jego forma jest wysoka przez cały rok.
Otrząsnąłeś się już po ostatniej porażce na KSW 12?
– Nie było po czym. Po prostu tym razem przegrałem. Jest to wpisane w zawód sportowca. Czasem wygrywasz, a czasem przegrywasz. Zamiast zadręczać się i ubolewać z powodu porażki przeanalizowałem sobie, dlaczego tak się stało. Doszedłem do pewnych wniosków, którymi podzieliłem się z trenerami i moimi promotorami. Nastąpiły nieuniknione zmiany i teraz dalej pracujemy na kolejny sukces.
Jakich błędów doszukałeś się w pojedynku z Amasinger’em?
– Po tym jak Dean, sam siebie – bez żadnej presji – wprowadził do narożnika ringu pomyślałem, że jest mój. Czekałem tak naprawdę, kiedy tylko ruszy się chociaż odrobinę w przód, ponieważ był już na celowniku mojej prawej ręki. No i stało się.
Następnie wpadliśmy w parter i to był mój błąd. I wcale nie dlatego, że Górski boi się i unika parteru, tylko niepotrzebnie, bo prawy wszedł czysto i trzeba było odejść i poczekać aż sędzia podniesie walkę. Kolejny błąd to niedopięty trójkąt, kiedy Amasinger wpadł mi w duszenie i niepotrzebnie chciałem stanąć na nogi przy próbie rozbicia. Mogłem po prostu mocniej dopiąć. No i błędy kiedy chciałem wyjść z półgardy. Wszystko było dobrze, ale zostawiłem głowę. To był bardzo poważny błąd. Swoją drogą trzymanie było piekielnie mocne.
Mówiąc o tym pojedynku chciałem powiedzieć o tym, że popełniłem błędy. Nie ustrzegłem się ich również w trakcie przygotowań, a właściwie podjąłem kilka błędnych decyzji o których nie chcę mówić. Było i minęło.
Jakie wnioski wyciągnąłeś po tej porażce?
– Podjąłem pewne kroki i decyzje. Przemodelowałem strukturę swojego treningu i wierzę w to, że będzie dobrze.
Walczyłeś w limicie wagowym do siedemdziesięciu siedmiu kilogramów. Była to druga walka w tej kategorii wagowej i chyba ostatnia?
– Na pewno ostatnia! Idę do wagi lekkiej. Generalnie siedemdziesiąt, maksymalnie siedemdziesiąt trzy kilogramy.
Porozmawiajmy teraz o najbliższej walce, dwudziestego siódmego marca w Słoweńskiej Ljubljanie na gali WFC. Zmierzysz się z kolejnym rywalem, który posiada znakomite umiejętności w parterze. Czy twoje treningi skupiają się na obronie przed obaleniami? Jak taktycznie zamierzasz rozwiązać tej pojedynek?
– Nie udzielam informacji na temat taktyki. Czuje się kompletnym zawodnikiem MMA i nie zamierzam unikać walki w żadnej jej płaszczyźnie.
Na tej samej imprezie będzie walczyć Antek Chmielewski, a więc znajomych twarzy nie zabraknie. Jednak wiem, że razem z tobą do Ljubljany wybiera się spora grupa zaprzyjaźnionych osób.
– Dokładnie. Na Słowenię razem ze mną wybiera się ze mną część moich sponsorów, którzy pomagają mi w karierze zawodowej. Jest to bardzo miłe, ponieważ oni nie tylko mnie wpierają, ale i szczerze kibicują. Dzięki chłopaki!
Chciałbym porozmawiać jeszcze z tobą o badaniach jakie jakiś czas temu przeprowadzał Michał Garnys. Powiedział, że Maciek Górski jest w formie przez cały rok. Jak ty to robisz?
– Jak byłem mały to wpadłem do kotła z sokiem z gumijagód i tak mi zostało (śmiech). Tak na poważnie, to nie wiem co mam tobie odpowiedzieć na to pytanie. Po prostu lubię być na pewnym poziomie wytrenowania i nigdy poniżej jego nie schodzę. Poza tym mam taką tendencję, że jak nic nie robię to błyskawicznie wracam do poprzedniego stanu. Może jakiś wpływ ma na to moja genetyka. Trzeba zapytać się Michała Garnysa, bo on się na tym zna.
Dzień w dzień ciężko trenuję z trenerami i najbliższymi mi osobami, żeby był sukces. Dostrzegam to, ile ci ludzie wkładają pracy w realizację tego, co robię. Nie mogę robić mniej niż oni, nie mogę ich zawieść. To są moi przyjaciele i najbliższa rodzina, którzy mnie wspierają, gdy mam gorszy dzień lub gdy jestem zmęczony.
Na koniec mogę zacytować Łukasza Jurkowskiego, który na obozie KSW, tak odpowiedział jednemu z uczestników, gdy zapytał mnie skąd mam siłę na jeszcze jedną serię ćwiczeń.: „pamiętaj, że Maciek zawsze pierwszy przychodzi na salę i zawsze z niej ostatni wychodzi”.
Od momentu, gdy rozpocząłeś poważną współpracę z Garnysem twój trening znacznie się zmienił. Powiedz proszę, jak przygotowujesz się do swoich startów?
– Prawda jest taka, że mojego treningu nie da się zmienić, ponieważ nie ma takiej potrzeby. Żeby była jasność, Michał opowiada za moje przygotowanie fizyczne zarówno pod względem wydolnościowym, siłowym oraz szybkościowym. Jest to nierozerwalnie związane z taktyką, ponieważ im lepsze parametry fizyczne, tym bardziej można sobie żonglować taktyką walki.
Ze mną jest taki „problem”, że nie ma co podnosić. Organizm ludzki ma tendencje do akomodacji, a w następstwie uodparnia się do warunków w jakich pracuje i wysiłku, który jest mu narzucony.
Jeżeli chcesz wiedzieć więcej skieruj pytanie do „doktora” Garnysa. Michał ma trochę roboty, ponieważ musi skonstruować zestaw treningowy, który na poziomie fizycznym mnie męczy i dodatkowo przedkłada się na parametry w walce. A to nie jest takie proste.
Maciek, dziękuję za rozmowę. Jeśli chciałbyś coś dodać na koniec to proszę.
– Korzystając z okazji chciałbym pozdrowić wszystkich uczestników obozu i złożyć im gratulacje jego ukończenia. Lekko nie było, ale byłem pełen podziwu dla wysiłku i pracy, który został włożony przez nich w każdym treningu. Jesteście wielcy!
Chciałem również podziękować moim kolegą trenerom, Krzyśkowi Kułakowi, Jankowi Błachowiczowi oraz Jurasowi, że w tak doskonałym towarzystwie przyszło nam ćwiczyć. Polecam wszystkim taki wyjazd, bo naprawdę było super. Mam nadzieję, że wskazówki trenerów przydadzą się na przyszłość i spotkamy się jeszcze w większym gronie, latem w Jakubowie. Podziękowania również dla Federacji KSW oraz Michała Garnysa, bo to dzięki niemu mogliśmy się spotkać wszyscy razem i trenować w tak dobrych warunkach.
Na koniec chciałbym szczególnie pozdrowić za wytrwałość, trzech specjalnych uczestników, którzy brali udział w porannych rozruchach, czyli „Tosia”, „Kaczor” i „Fedor” (śmiech).
Artur Przybysz www.konfrontacja.com