MMA PLNajnowszeRIZIN FFJak przetrwać sylwestra, czyli 15 najciekawszych walk RIZIN na zakończenie roku!

Jak przetrwać sylwestra, czyli 15 najciekawszych walk RIZIN na zakończenie roku!

Tradycją stało się już, że rok kończymy mocnym uderzeniem 31 grudnia w Japonii. Tym razem organizacja RIZIN Fighting Federation przygotowała dla nas dwie oddzielne gale jednego dnia! Oto 15 najciekawszych zestawień z dwóch kart, jakie będą miały miejsce w sylwestra.

15 najciekawszych walk RIZIN

Pierwsza gala RIZIN: Heisei’s last Yarennoka! rozpocznie się o godzinie 1.00 polskiego czasu, ale na żywo nie ma żadnego legalnego streama, więc pozostaną albo staroszkolne metody szukania obrazu w różnych miejscach, albo odczekanie 12 godzin po gali głównej, gdy udostępnione zostaną walki. Ci którzy kupią PPV, dostaną dostęp na FITE.tv do pierwszego eventu już o godzinie 18.00 naszego czasu.

Danie główne, czyli RIZIN.14 startuje o godzinie 7.00 czasu polskiego. Stream dostępny na FITE.tv w cenie 25 USD.

Pełne rozpiski odpowiednio TU i TU.

RIZIN: Heisei’s last Yarennoka!:

70 kg: Tatsuya Kawajiri (36-12-2) vs. Satoru Kitaoka (41-18-9)

Walka, która przywodzi na myśl wydarzenia sprzed 9-10 lat i rywalizację między DREAM a Sengoku. Kawajiri był jednym z najważniejszych zawodników organizacji stworzonej przez FEG i byłą ekipę PRIDE, natomiast Kitaoka zwyciężył w turnieju wagi lekkiej, a następnie poddał Gomiego i zdobył pas World Victory Road. Obaj obrali od tamtej pory nieco inne ścieżki kariery. „Crusher” poszedł niebawem do UFC, gdzie dawał dobre, wyrównane walki (zdobywając jeden bonus za pojedynek wieczoru z Clayem Guidą) i nie został zwolniony, ale sam poprosił o to organizację. „Lotus” z kolei skupił się na występach głównie w Pancrase i DEEP, zahaczając jeszcze Inokiego. Kawajiriego nie widzieliśmy od października, kiedy został znokautowany przez Gabriela Oliveirę w nieoficjalnej walce kwalifikacyjnej do GP… wagi koguciej. Tak, Kawa zdecydował się spróbować ściąć jeszcze więcej i dyplomatycznie mówiąc, nie wyglądał najlepiej. To co było jego najmocniejszą stroną, czyli przygotowanie fizyczne zniknęło przez redukcję wagi całkowicie, w wyniku czego zakończyło się bolesną porażką. Jak sam powiedział, schodzenie tak nisko było dla niego bardzo męczące, a starcie z Oliveirą było w umownym limicie do 63 kg. Były mistrz Shooto wraca do wagi, w której odnosił największe sukcesy i sam nie wyklucza, że może to być jego ostatni raz w ringu. Kitaoka z kolei stracił w październiku pas DEEP w starciu z bardzo dobrym zapaśnikiem Kojim Takedą. Zapasy są również najmocniejszą stroną Kawajiriego, więc choćby na tej podstawie można wywnioskować, kto będzie faworytem. Problemem Kitaoki jest fakt, że gdy nie udaje mu się sprowadzić walki do parteru, zaczynają się kłopoty, jak właśnie z Takedą, czy choćby z Kiichim Kunimoto. Zdarza mu się nierzadko iść wtedy na wymiany, ale raczej z marnym dla niego skutkiem. W większości przypadków jedyny plan Kitaoki to obalenie i wykorzystanie swojej fizyczności oraz siłowego grapplingu. W ostatnim czasie udało się to jedynie z Cruickshankiem i to pod koniec pierwszej, 10-minutowej rundy. Problem w tym, że Crusher nie takich rywali tłamsił fizycznie i jak popatrzymy sobie, kogo ma na rozkładzie… to trudno wyobrazić sobie, innego scenariusza, niż wygrana Kawy, przez decyzję, czy TKO. Przypomnę raz jeszcze – to będzie odświeżony Kawajiri, który nie musi zbijać zbyt wiele kilogramów, żeby osiągnąć limit.

61 kg: Jae Hoon Moon (10-11) vs. Kai Asakura (12-1)

Rewanż, na którym bardzo zależy Japończykowi, bowiem właśnie Moon jest jedynym, który pokonał go podczas zawodowej kariery. Zawodnik z Korei świetnie czuł dystans i trafiał prostymi kombinacjami. W końcu w trzeciej rundzie posłał faworyzowanego rywala na deski, więc już samo to wskazuje, że rekord może być nieco mylący. Asakura jest natomiast zawodnikiem zdecydowanie bardziej eksplozywnym i polegającym często na 1-2 uderzeniach, przede wszystkim z prawej ręki, a także chcącym szybko skrócić dystans. Od dwóch pojedynków nie skończył co prawda rywala przed czasem, ale mimo decyzji zarówno z Manelem Kape jak i Topnoiem był po prostu ogień. Problem, że żadna z ostatnich konfrontacji nie dała odpowiedzi, czy Kai jest gotowy, aby zrewanżować się koreańskiemu przeciwnikowi, ponieważ ostatni rywale style byli zbliżeni stylowo i po prostu przyjmowali reguły gry Japończyka. Do wymienionych na początku mocnych stron Moona można dorzucić także wyczucie czasu, oraz wynikające z backgroundu w taekwondo kopnięcia, których nie zawsze chętnie używa, a które z Anthonym Birchakiem, czy nawet w porażce z Yukim Motoyą zrobiły robotę. Przeciwko Motoyi był jednak ten problem, że nie udało się utrzymać akcji w stójce, bo Jae Hoon miał dwukrotnie mistrza DEEP na widelcu. To może być jakaś wskazówka dla sztabu Asakury, któremu od czasu do czasu zdarza się pójść po obalenie.

68 kg: „Lion Takeshi” Inoue (24-11) vs. Mikuru Asakura (8-1)

Mistrz dwóch kategorii The Outsider Mikuru Asakura podejmuje kolejną legendę Shooto, dwukrotnego mistrza tej organizacji, oraz pretendenta do tytułu DREAM. Po znokautowaniu Hatsu Hiokiego na gali w Nagoyi tym razem starszy z braci skrzyżuje rękawice z dwukrotnym mistrzem najstarszej organizacji na świecie. „Lion” to fighter o bardzo dobrej, do tego technicznej stójce, który stoi trochę w przeciwwadze do większego z braci, zazwyczaj mocno wjeżdżającego „z buta”. Mikuru wszelkie ewentualne braki techniczne nadrabia jednak siłą i dynamiką. Inoue jest słabszym grapplerem niż Hioki, więc raczej nie spodziewałbym się, że ta walka trafi na zbyt długo do parteru. Raczej jeden z nich może w obliczu zagrożenia zejść i poszukać szczęścia w gardzie rywala przez gnp. Odnoszę jednak wrażenie, że Asakurę czeka trudniejsze zadanie, niż z Hiokim, któremu bardzo nie odpowiadał stylem walki. Jego oponent z Yokohamy prędzej podejmie rękawice, niż poprzednik, a ciosy proste prawą ręką mogą być poważnym testem dla głowy starszego z braci.

RIZIN.14:

70 kg: Yusuke Yachi (20-7) vs. Johnny Case (24-6-1)

Yachi wraca po bolesnym starciu z Luizem Gustavo, który znokautował go jednym z ciosów sierpowych. Brazylijczyk do tego jeszcze wszedł za Bruno Carvalho na ostatnią chwilę, przerywając serię zwycięstw zawodnika z Krazy Bee. Mogłoby wydawać się, że Yachi dostanie teraz nieco łatwiejszego rywala na odbudowanie. Nic z tych rzeczy. Johnny Case to fighter z trzydziestoma zawodowymi pojedynkami, w tym sześcioma w UFC. Co ciekawe „Hollywood” dla największej organizacji debiutował w… tej samej hali, w której przyjdzie mu walczyć w sylwestra. W 2014 roku Fight Night odbywał się właśnie w Saitamie. Wówczas Amerykanin poddał gilotyną Kazukiego Tokudome, wcześniej posyłając go na deski. Jak patrzymy na statystyki Case’a, możemy wywnioskować dość łatwo, że lubi się bić. Klubowy kolega m.in. Aleksa Caceresa jest zawodnikiem stójkowym z solidnym backgroundem zapaśniczym, lecz kiedy kończył przeciwników, posyłając ich deski, odbywało się to raczej dzięki precyzji i kumulacji uderzeń. Sam zainteresowany przyznaje, że nie lubi leżeć na plecach i stara się wstawać jak najszybciej. Do tego należy dołożyć niezłe gnp, które pokazał m.in. w starciu z Frankie’m Perezem. Ma także dość poukładaną stójkę, oraz dobrze trzyma dystans, z czym Yachi może mieć największe problemy. Japończyk, jak zwykle, będzie szukał czystego ciosu sierpowego, który m.in. wyłączył światło Daronowi Cruickshankowi. W klinczu także powinien zrobić robotę kolanami. Nie da się jednak oprzeć wrażeniu, że Case to rywal o nieco innym profilu strikera, niż Cruickshank, czy Gomi. Należy też dodać, że problem w feralnym starciu z Gustavo sprawiła mu też okazała fryzura. Efekty wizyty u fryzjera mają być dodatkową niespodzianką dla jego fanów, a także pewnym ułatwieniem.

59 kg: Yuta „Ulka” Sasaki (21-6-2) vs. Manel Kape (12-3)

„Ulka” skończył niedawno swoją przygodę z UFC, chyba bardziej ze względu na likwidację wagi muszej, niż na wyniki. Jak ostatnio przegrywał, to z takimi rywalami jak Wilson Reis, Alexandre Pantoja, czy Jussier da Silva. Japończyk mieszkający obecnie w Nowym Jorku to prawdziwy specjalista od parteru… a właściwie od jednej techniki. Gdy rzucimy okiem na jego statystyki, to nie sposób nie zwrócić uwagi, że WSZYSTKIE 12 zwycięstw przez poddanie były przez RNC. Kape z kolei to jedno z większych odkryć zeszłorocznego turnieju RIZIN w kategorii koguciej. Trenujący w Portugalii Angolczyk to przede wszystkim eksplozywna stójka, dużo ruchu i trochę zapasów. Ostatnie zwycięstwo, co ciekawe, odniósł przez poddanie za pomocą duszenia zza pleców. Z takim fachowcem jak Sasaki, raczej mało prawdopodobne jest jednak, aby chciał bawić się w pojedynek grapplerski. Z kolei Japończyk często nie ukrywa nawet, że jego celem jest walka w parterze, jak np. z Jenelem Lausą, gdzie praktycznie od razu po rozpoczęciu zszedł po nogę rywala. Z kolei np. z mocnym fizycznie parterowcem Wilsonem Reisem starał się raczej z kolei utrzymywać dystans w stójce, co jak wiemy, nie zakończyło się dobrze. Jaką taktykę obierze przeciwko Kape? Prawdopodobne jest jednak wyjście z mocnym nastawieniem na poddanie. Jakoś nie widzę Ulki trzymającego dystans prawym prostym przeciwko skaczącemu po ringu Kape, który zaraz będzie chciał podejść i trafić którym z seryjnie zadawanych ciosów. Czy wspomniałem o tym, że fighter z Angoli nie powinien odwracać się do przeciwnika?

61 kg: Darrion Caldwell (13-1) vs. Kyoji Horiguchi (25-2) – o pas mistrzowski

Wznowienie współpracy między RIZIN a Bellatorem zaowocowało pierwszym pojedynkiem o regularny pas mistrzowski. Horiguchi, który poszedł kategorię w górę, nie dał szans żadnemu rywalowi, wygrywając zeszłoroczne GP. Potem jeszcze zakończył karierę Iana McCalla i pokonał Hiromasę Ogikubo. W kontekście MMA jego porażka w kicku z Tenshinem Nasukawą nie zmienia kompletnie nic. Dodatkowo 2018 był dla niego trudnym rokiem, bo w ciągu kliku miesięcy zmarł jego mistrz z czasów karate, a następnie mentor w postaci Kida Yamamoto. Gdy w sieci pojawiła się ewidentna fejkowa grafika że Japończyk ma zmierzyć się z Caldwellem, mało kto spodziewał się, że może to wyjść poza poza Twittera. Okazało się jednak, że Sakakibara dogadał się z Cokerem, który wyśle swojego mistrza, co w zachodnim świecie żadnemu promotorowi nie mieści się w głowie. Caldwell to przede wszystkim rewelacyjny zapaśnik, który swoimi przeciwnikami w okrągłej klatce Bellatora rzucał jak workami z ziemniakami. Dodatkowo bardzo mocny fizycznie, z groźnym gnp. Zaczynał karierę w wadze piórkowej, podczas gdy jego rywal w Shooto bił się w kategorii koguciej, a dopiero potem przeniósł się do muszej. Dlatego więc Amerykanin będzie miał dużą przewagę fizyczną, praktycznie w postaci dwóch kategorii. Decydującym czynnikiem będzie, czy Horiguchi zdoła utrzymać akcję w stójce. Jego szybkość, skuteczność i nieszablonowa, wzięta z karate tradycyjnego praca nóg sprawią, że w stójce to on będzie się czuł znacznie lepiej. Z jednej strony fighter przygotowujący się w ATT niedawno odprawił Gabriela Oliveirę, który także miał przewagę rozmiaru, ale Caldwell to zawodnik stojący przynajmniej półkę wyżej, do tego mistrz I dywizji zapaśniczej NCAA.

boks 67,7 kg: Floyd Mayweather jr. vs. Tenshin Nasukawa

Było z tą walką trochę opery mydlanej, ale szczęśliwie udało się doprowadzić sprawę do końca. Ostatecznie stanęło na zasadach bokserskich, ale detale to „only in Japan”. 3×3 min, jak w kickboxingu, nie ma sędziów punktowych, a walkę można skończyć tylko przed czasem, inaczej będzie remis. Coś jak w Sapp vs. Le Banner w mixed rules na Dynamite!! 2004. Różne są pogłoski, jeśli chodzi o tą decyzję Mayweathera, ale dla niego jest to nowa rzecz, bo pierwszy raz bije się poza Stanami Zjednoczonymi i chodzi jednak w wyższej kategorii niż jego japoński rywal. Bokserscy eksperci nie dają szans Nasukawie (jednocześnie – moim zdaniem niepotrzebnie – stawiając znak zapytania pod kątem „prawdziwości” tej walki), bo w gruncie rzeczy nie mogli dać sobie z nim rady naprawdę wielcy, jak Manny Pacquiao, Ricky Hatton, Oscar De La Hoya czy Saul Alvarez. Największy atut, jakim dysponuje „Money” to niesamowita szybkość i refleks. Pacquiao np. miał z tym ogromne problemy, ale tutaj trzeba się zastanowić nad paroma czynnikami. Po pierwsze Tenshin będzie sporo mniejszy i co za tym idzie, bardziej dynamiczny niż np. Conor McGregor. Japończyk do tego pojedynku trenował przez część przygotowań w Las Vegas z byłym mistrzem świata Jorge Linaresem. Jego umiejętności robią wrażenie, a do tego prowadzący go pod kątem boksu, wychowawca wielu mistrzów świata Yuichi Kasai stwierdził, że najważniejsze w konfrontacji z Mayem, to nie dać się trafić. Dlatego też można wywnioskować, że bardzo duża praca zostanie wykonana pod względem szybkościowym. Druga sprawa to fakt, jak Mayweather odnajdzie się w nowym środowisku i jak podejdzie do tego wyzwania? Czy zlekceważy sobie mniejszego, do tej pory nieznanego szerzej rywala wiedząc, że nie ma ryzyka porażki na punkty? Może jednak poważnie potraktuje to zadanie? Jeżeli tak, to jak zachowa się na dystansie 9 minut? Ostatni raz brązowy medalista olimpijski tak krótko walczył w 1998 roku, gdy w drugiej rundzie skończył Angela Manfredy’ego. Nie będzie czasu na rozpoznanie, ani na ekspozycję sponsorów, jak z McGregorem, którego można było spokojnie wyjaśnić nieco wcześniej. Czy da się trafić zabójczym lewym krzyżowym  przez bijącego z odwrotnej pozycji Japończyka? Znaków zapytania jest dużo, ale jedno jest pewne – gdyby Mayweather przegrał, nadal pozostanie niepokonany, bo z uwagi na brak punktacji, jest to starcie niesankcjonowane. Nobuyuki Sakakibara wyjaśnił po przylocie z powtórnych negocjacji w czym był problem i jak ma ta konfrontacja wyglądać.

49 kg: Kanna Asakura (13-2) vs. Ayaka Hamasaki (16-2) – o pas mistrzowski

Walka, której żaden fan damskiego MMA nie może przegapić. Zwyciężczyni zeszłorocznego GP w kategorii -49 kg kontra była mistrzyni Invicty. Kanna w drodze po triumf pokonała m.in. Sylwię Juśkiewicz, a w finale wygrała z główną faworytką Reną Kubotą. Za każdym razem podkreślam progres, jaki zrobiła od czasu debiutu w organizacji i porażki z Alyssą Garcią. Zwłaszcza, jeśli chodzi o element zapaśniczy, bo na tym bazuje Asakura. Po zwycięstwie nad byłą posiadaczką pasa KOTC Melissą Karagianis i rewanżu z Reną na 21-latkę czeka największe wyzwanie w dotychczasowej karierze, do którego przygotowywała się u Eddiego Bravo w 10th Planet. Hamasaki w wadze atomowej jest niepokonana, a przegrywała dwukrotnie z większymi od siebie Brazylijkami kategorię wyżej. Obie łączy legenda WMMA Megumi Fuji, z którą trenowały. Kannę szkoli na co dzień ojciec Yohei, z kolei Ayaka to podopieczna weterana Shooto Hiroyukiego Abe z AACC. Była judoczka jest starsza od rywalki o 15 lat, ale zadebiutowała zawodowo tylko 5 lat wcześniej, więc różnica w rekordach jest nieznaczna. Są to fighterki o zbliżonych profilach, mimo różnych stylów bazowych. Hamasaki wydaje się jednak silniejsza fizycznie, a także agresywniejsza, choć wybitną strikerką nie jest. Międzynarodowe doświadczenie również robi swoje, a do tego trzeba odnotować zwycięstwa nad wspomnianą Garcią i mistrzynią DEEP Jewels Miną Kurobe, którą mocno stłukła, a potem poddała. To są czynniki, które mogą robić różnicę i stawiać Ayakę w roli faworytki. Być może zobaczymy, czego Kanna nauczyła się sparując z Ilimą Lei-McFarlane czy Liz Carmouche. Najprawdopodobniej jednak jej sztab nie będzie szykował niespodzianki w stójce, a raczej szlifowanie tego, co wychodziło w ostatnich walkach najlepiej.

57 kg: Shinju Nozawa-Auclair (2-0) vs. Justyna Zofia Haba (0-0)

Nie można pominąć debiutu kolejnej Polki, która dostanie szansę od RIZIN. Justyna była najbardziej zagadkową z nich, ale opowiedziała o sobie co nieco w niedawno przeprowadzonej rozmowie. Przez organizatorów zapowiedziana została jako zawodniczka K1, ale od początku trenuje przekrojowo. Inna sprawa, że gdy ogląda się jej amatorskie walki sprzed trzech lat, można wywnioskować, że rzeczywiście woli uderzać, chociaż lubi też złapać rywalkę w gilotynę. Reprezentantka Gracie Barra Rzeszów miała półtora roku przerwy, ale od jakiegoś czasu wróciła do startów, czy to w amatorskim MMA, K1, czy BJJ. Shinju, której karierę Japończycy spokojnie budują, jest ważną marketingowo osobą ze względu na osobę jej matki, Naoko Nozawy, która jest popularną aktorką. „Juju” miała przerwę od ostatniego sylwestra, w międzyczasie m.in. przechodząc operację łokcia. Amerykanka jest na pewno większa od rzeszowianki i silniejsza, co pokazywała w dwóch pierwszych pojedynkach. Żadna z rywalek nie postawiła, bądź nie zdążyła się jej postawić w stójce. Jedyny moment, kiedy Auclair była poważnie zagrożona, to wtedy, gdy Chelsea LaGrasse dopięła trójkąt z pleców. Było wtedy naprawdę blisko niespodzianki, ale próba techniki kończącej kosztowała zbyt dużo sił. Potem Shinju najpierw przejęła kontrolę w stójce agresywnym atakiem i tajskim klinczem, a następnie sprowadziła do parteru, poddając ostatecznie rywalkę dźwignią na łokieć, w którą płynnie przeszła z gogoplaty. Jeżeli gdzieś trzeba upatrywać szansy dla Haby, to zdecydowanie w uderzeniach. Na siłowanie się w parterze Nozawa jest prawdopodobnie za mocna fizycznie.

70 kg: Daron Cruickshank (22-10, 1NC) vs. Damien Brown (17-12)

Dowód na to, że matchmaking RIZIN ma za zadanie dostarczać dużo emocji. Cruickshank już na dobre wrósł w krajobraz organizacji, w której odnalazł się w wyborny sposób, wszystkie walki kończąc przed czasem. Nieustępliwy, efektowny styl Amerykanina, przypadł do gustu zarówno widzom, jak i organizatorom. W dodatku po ciężkim nokaucie w walce z Yusuke Yachim Daron zanotował trzy kolejne, przekonujące zwycięstwa nad mistrzem Shooto Koshim Matsumoto, Tomem Santosem i Diego Brandao. Brown to z kolei przykład zawodnika, który był zbyt mało skuteczny na UFC, które jednak mocno kieruje się suchymi wynikami. Dotyczy to zwłaszcza wagi lekkiej, gdzie od niepamiętnych czasów panował największy ruch. W Japonii były żołnierz australijskiej armii nie musi się obawiać o porażkę i ewentualne zwolnienie, a może skupić się na jak najefektowniejszym występie. Biorąc pod uwagę styl walki, jaki prezentował w paru pojedynkach „Beatdown”, możemy spodziewać się w sylwestra sporo (nomen omen) fajerwerków. Zwłaszcza po tym, co pokazał w walce z Chrisem Camacho, gdzie od połowy drugiej rundy obaj poszli na absolutną wymianę, zasłużenie zgarniając bonus za występ wieczoru. Robi wrażenie takimi rzeczami jak kombinacje, nieszablonowe techniki, łączenie ich (jak np. latające kolano z prawym prostym). Jeżeli żaden nie padnie zbyt szybko, to może to zapowiadać walkę, która zapadnie fanom w pamięci na naprawdę długi czas.

102,5 kg: Gabi Garcia (5-0, 1NC) vs. Barbara Nepomuceno (0-0)

Niewiele rywalek Gabi do tej pory mogło pochwalić się odpowiednimi umiejętnościami stójkowymi. Nepomuceno, która debiutuje w MMA z pewnością pod tym względem się wyróżnia. Zawodniczka, która podpisała kontrakt z ROAD, dopominała się konfrontacji ze swoją rodaczką od dłuższego czas. Na swoim Instagramie wrzuciła nawet prowokujący post pod adresem Garcii, poddając pod rozwagę m.in. klasę jej dotychczasowych przeciwniczek. „Babi” to była mistrzyni brazylijskiej organizacji WGP Kickboxing w kategorii +70 kg. Sama waży ponad 80 kg i różnica rozmiarów będzie tu widoczna. Barbara jest sprawną ruchowo fighterką, z mocnym uderzeniem z prawej ręki, do tego bardzo dobrze kopiącą. Sama zaczynała od BJJ, ale potem skupiła się na sportach uderzanych, zdobywając m.in. amatorskie tytuły WAKO. Nietrudno raczej się domyśleć, że Gabrielle nie będzie chciała raczej z nią wchodzić w dłuższe wymiany. Już Weronika Futina, która stanęła z nią do walki w ROAD była wyraźnie lepsza w tej płaszczyźnie, a przecież trzeba też przypomnieć, że w debiucie na deski posłała ją Seini Draughn, znana także jako Lei’D Tapa. W ostatnim występie pomogła jej nieco siatka, w ringu natomiast będzie musiała poradzić sobie inaczej, wykorzystując fakt, że będzie znacznie cięższa od przeciwniczki. Miejmy nadzieję też, że obejdzie się bez problemów z wyrobieniem limitu wagowego, jak rok temu, gdy Gabi nie przystąpiła do konfrontacji z Shinobu Kandori. Nepomuceno to natomiast, oczywiście z racji debiutu, duży znak zapytania, biorąc pod uwagę zapasy i parter. Jest jeszcze kwestia wytrzymałości, bo w pięciorundowej walce o pas od mniej-więcej trzeciej rundy pojawiły się problemy z opuszczaniem rąk, czy powrotem do gardy.

70 kg: Nobumitsu „Tyson” Osawa (12-4) vs. Tofik Musajew (13-3)

Od niedawna organizatorzy najwyraźniej mają swojego człowieka, który przeczesuje rynki byłego ZSRR. Po Kazachu Karszydze Dautbeku kolejnym ciekawym zawodnikiem z byłych republik będzie Tofik Musajew. Azer wygrał 9 ostatnich walk od 2016 roku i wszystkie przez T/KO! Duża ruchliwość, świetne zaplecze zapaśnicze i siła uderzeń to atuty 29-letniego fightera, który w ostatnim pojedynku jako drugi, po Mateuszu Gamrocie, pokonał Marifa Pirajewa. Chociaż można deyskutować, czy zatrzymanie nie było za wczesne, to jednak nie można odmówić jakości azerskiemu fighterowi. „Tyson” natomiast jest zwycięzcą Infinity League Shooto (system każdy walczy z każdym), oraz byłym mistrzem okręgu Pacyfiku najstarszej organizacji na świecie. Brał również udział w spinoffie TUF-a czyli Road to UFC: Japan. Tam przegrał jednak w ćwierćfinale z późniejszym finalistą Mizuto Hirotą. Osawa zaczynał od karate, aby potem poświęcić się kulturystyce. Ma podobne atuty do Musajewa, ale jest mniej techniczny. Jest natomiast silniejszy fizycznie, co przekłada się również na siłę ciosu. Co pozostaje innego, skoro inspiracją dla niego jest Melvin Manhoef? Wnioskuję, że tym, który będzie dążył do półdystansu i jak najczęstszego kontaktu będzie Japończyk. Biorąc pod uwagę bardzo dobre zapasy obu zawodników, trzeba się jednak zastanowić, czy walka trafi do parteru.

60 kg: Yuki Motoya (22-5, 1NC) vs. Justin Scoggins (11-5)

Motoya po porażce z Horiguchim zdecydował się oddać tytuł DEEP w wadze muszej i od tamtej pory jest niepokonany w czterech kolejnych walkach. Przy okazji w ostatnim występie zdobył w świetnym stylu pas DEEP w kategorii koguciej. Scoggins słynie z efektownego stylu, ale ostatni raz przed czasem wygrał w 2013 przy okazji jego debiutu dla UFC. W jednej ze swoich dziewięciu walk zresztą wygrał m.in. z Rayem Borgiem. Amerykanin na pewno jest bardziej wszechstronny od Yukiego, który przede wszystkim bazuje na czystym grapplingu i umiejętnościach zapaśniczych. Przykładowo Jae Hoon Moona Japończyk pokonał po założeniu trójkąta z góry, ale dzięki uderzeniom. Koreańczyk jest jednak typowym strikerem, a Scoggins potrafi walczyć również z pleców. Najprawdopodobniej jednak Amerykanin będzie miał plan, aby walki nie przenosić do parteru, tylko utrzymać się w stójce, podobnie jak z Motoyą zrobił to Horiguchi. Dołączywszy do tego nieszablonowe techniki, jak obrotówki, kopnięcia haczące, czy też boczne, a do tego midy i haje, daje to całkiem interesujący test dla fightera z Japonii.

93 kg: Jiri Prochazka (22-3-1) vs. Brandon Halsey (12-4)

Jedyne zestawienie, które uległo zmianie, bo Prochazka miał mierzyć się z byłym mistrzem Bellatora w kategorii półciężkiej Emanuelem Newtonem, który doznał kontuzji na treningu. Przeciwnikiem Czecha będzie inny były posiadacz pasa w organizacji Scotta Cokera, chociaż Halsey odnosił sukcesy jeszcze za Bjorna Rebneya przy sterach. Amerykanin to triumfator turnieju (będące swego czasu znakiem rozpoznawczym organizacji) w wadze średniej, który dał mu szansę walki o tytuł z Aleksandrem Szlemienką. Nieoczekiwanie zawodnik z Huntington Beach poddał „Storma”, a pas stracił dopiero po niezrobieniu limitu wagowego w obronie z pierwszej obeonie z Kendallem Grove’m. Przez moment trafił do M-1 (gdzie po 25 sekundach przegrał rewanż ze Szlemienką) i wylądował w PFL, gdzie m.in. w ostatnim pojedynku pokonał Ronny’ego Markesa w pojedynku rezerwowym. To były zapaśnik I dywizji NCAA i z tego doświadczenia Halsey korzysta najmocniej. Nie wydaje się, że zdecyduje się iść na wymiany z Jirim, którego na dobrą sprawę nikt dawno nie przetestował pod kątem obaleń. Zresztą Amerykanin umiał tylko tym wygrywać swoje walki i nie zdziwiłoby mnie wcale, jakby i na Czecha był dokładnie taki sam plan jak np. na pojedynek z Ragozinem.

65 kg: Kazuyuki Miyata (15-9) vs. Erson Yamamoto (2-3)

Miyata był pośrednio tym, przez którego Andy Souwer nieco obraził się na organizację i wybrał ONE, gdzie bije się tylko w kickboxingu. Olimpijczyk z 2000 roku poddał Holendra, który później skarżył się na trudny początek w nowym sporcie, jakim jest dla niego MMA. Trzeba jednak przyznać, że Japończykowi też nie było łatwo jak zaczynał. W pierwszych sześciu pojedynkach 4 porażki, w tym ta najboleśniejsza, po kilku sekundach z Kidem Yamamoto. Teraz kończy wieloletnią karierę, aby móc skupić się na trenowaniu w swoim klubie. Można stwierdzić, że historia zatacza koło, bo po drugiej stronie ringu stanie siostrzeniec zmarłego niedawno Norifumiego Yamamoto, a więc Erson. 22-latek nadal zbiera doświadczenie, co sugeruje ujemny rekord. Najpierw w parterze z Kronem Gracie i Hideo Tokoro, a ostatnio w stójce, przyjmując haja od Manela Kape. Miyata przez kilka lat walk startował także w kickboxingu, oraz mixed rules, łapiąc zawodowe know how w płaszczyźnie uderzanej. Ma też w rekordzie poddania, w dużej mierze typowe dla zapaśników (gilotyna, trójkąt rękoma), a także dźwignie na łokieć. Yamamoto z kolei na ten moment bazuje jedynie na stylu źródłowym, a fizycznie, mimo sporej różnicy wieku, raczej nie jest w stanie zaskoczyć rywala. Miyata, mimo ponad czterdziestki na karku, od zawsze imponował przygotowaniem atletycznym i dał się zaskoczyć pod tym względem tylko Kawajiriemu.

Scrolluj dalej, albo kliknij tutaj,
by obejrzeć kolejny wpis