MMA PLNajnowszePublicystykaIch już nie ma – organizacje MMA, których brakuje na rynku

Ich już nie ma – organizacje MMA, których brakuje na rynku

Historia MMA jest stosunkowo młoda. Jednak przez nieco ponad 30 lat przewinęło się setki, jak nie tysiące promocji mieszanych sztuk walki. Płomień części z nich nie zdążył się nawet rozpalić gdy już zgasł. Ale było kilka organizacji, które na stałe zapisały się do kanonu klasyki. I bardzo żałuję, że już ich z nami nie ma.

Lista jest mocno subiektywna oraz nie posiada żadnej konkretnej chronologii – piszcie w komentarzach, której organizacji wam brakuje najbardziej.

 

WORLD EXTREME CAGEFIGHTING (WEC)

Lata funkcjonowania: 2001-2010
Rozpoznawalni zawodnicy: Dominick Cruz, Jose Aldo, Donald Cerrone, Jamie Varner, Benson Henderson, Anthony Pettis.

Rozpoczynamy z przytupem. Organizacja prowadzona przez Scotta Adamsa i Reeda Harrisa przyczyniła się do popularyzacji „mniejszych” kategorii wagowych – do 135 i 145 funtów. Przez pierwsze 5 lat Kalifornijska organizacja działała samodzielnie, organizując gale głównie w Tachi Palace w mieście Lemoore. Wraz z zakupem promocji przez Zuffę – wtedy włascicieli UFC – nastąpił gwałtowny rozwój. Zmieniono pięciokątną klatkę na ośmiokątną oraz wprowadzono bonusy za nokaut, poddanie i walkę wieczoru. Z racji posiadania sporej ilości mniejszych zawodników firma matka powoli likwidowała kategorie wagowe. W 2006 do kasacji trafiły waga super cięzka i ciężka, w 2008 półcięzka i średnia. W 2009 zlikwidowano kategorię półśrednią więc w 2010 – ostatnim roku funkcjonowania WEC – zostały tylko wagi najlżejsze.

Nudą jednak nie wiało. Mniejsi zawodnicy robili wszystko by zyskać blask fleszy. Pojedynki Hendersona z Cerrone czy Leonarda Garcii z Chung Sung Jungiem na trwałe trafiły do kanonu klasyków światowego MMA, a fani brutalnych nokautów pamiętają, jak robili to Jamie Varner czy Jose Aldo. To właśnie w niebieskiej klatce widzieliśmy też najbardziej charakterystyczną akcję MMA – kiedy to Anrthony Pettis położył na deski Bensona Hendersona słynnym „Showtimekick”.

WEC, brakuje mi ciebie i twoich szalonych walk.

DREAM

Lata funkcjonowania: 2008-2012

Rozpoznawalni zawodnicy: Bibiano Fernandes, Gesias Calvacante, Satoshi Ishi, Melvin Manhoef, Eddie Alvarez.

Z USA przeskakujemy w orientalne klimaty. DREAM zostało powołane do życia w miejsce organizacji Heroes – poprzedniego projektu grupy FEG (Fighting and Entertainment). Stylistyka organizacji mocno odnosiła się do PRIDE FC. Konferansjerką zapowiadającą zawodników po Angielsku była Lenne Hard. Mało osób wie, że DREAM było jedną z opcji dla Mameda Khalidova na walkę w japońskim ringu. O tej karcie w historii Czeczena będzie pewnie jednak jeszcze artykuł.

DREAM bardzo skupiało się wokół współpromocji swoich wydarzeń z innymi dużymi organizacjami na rynku MMA. Nie bali się wystawiać swoich mistrzów do walk z innymi czempionami zza oceanu czy nawet u siebie! W sylwestra 2009 doszło do meczu między DREAM a Sengoku – inną wiodącą organizacją. Zawodnicy z grupy FEG wygrali mecz 5 zwycięstwami do 4. Zwycięstwa dla organizacji zdobyli między innymi Alistair Overeem, Melving Manhoef czy Shinya Aoki, który po złamaniu barku Mizu Hiroty pokazał przeciwnikowi środkowy palec, wywołując nie małe oburzenie w Japonii.

Freakowy turniej Super-Hulk, Grand Prix w wadze lekkiej i średniej, współpromocja – DREAM miało w sobie to coś co sprawiało, że chciało się szukać transmisji.

MMA Attack

Lata funkcjonowania: 2011-2013
Rozpoznawalni Zawodnicy: Damian Grabowksi, Peter Sobotta, Tomasz Drwal, Piotr Hallmann,

A teraz coś z Polskim akcentem! Muszę przyznać, że organizacja prowadzona przez Dariusza Cholewę na stałe zapisała się w mojej pamięci. Nie pamiętam aby kiedyś jakakolwiek organizacja w Polsce potrafiała to, co zrobiło MMA Attack – realnie zagrozić pozycji KSW. To dzięki MMA Attack KSW… zwiększyło swoje standardy! To najpierw na MMA Attack pojedynki trwały 3 rundy po pięc minut, gdy w organizacji Kawulskiego i Lewandowskiego ciągle standardem były dwie rundy – które idiotycznie tłumaczono że, cytuję z pamięci, „Polscy zawodnicy potrzebują czasu by się przygotować na ewentualne 3 rundy po pięć minut”. Klatka? Gdyby nie MMA Attack, KSW prawdopodobnie jeszcze kilka lat trwałoby przy swoim Ringu.

Większość rzeczy w MMA Attack grało. Matchmaking był wyrównany. To nie byli Brazylijscy królowie nokauty wyrwani prosto z Copacabny, którzy przyjeżdzali dać się pobić Polskim Gladiatorom. Dostawaliśmy kawałek naprawdę solidnego MMA, gdzie nie było taryfy ulgowej! Piotr Strus dostał pierwszą porażkę w karierze dzięki solidnemu Wendresowi Carlosowi Da Silvie a Sergej Grecicho udusił Sebastiana Grabarka. W jednej z najbardziej dramatycznych walk Polskiego MMA Krzysztof Jotko uratował wtedy swój nieskazitelny rekord pokonując Bojana Velickovica a Tomasz Drwal dawał podwaliny pod zrobienie z niego nowego „Mameda” – czysto sportowego zawodnika, którego chce się oglądać.

O porażce MMA Attack zadecydowały jednak dwa czynniki – fiasko walki Roberta Burneiki z Dawidem Ozdobą (której nie spodziewał się nikt po naprawdę przyjemnej walce Litwina z Najmanem) oraz niejasne finanse Dariusza Cholewy, którego nawet aresztowano w 2014. Na ostatniej planowanej gali mieli znaleźć się tacy zawodnicy jak Oskar Piechota, Krzysztof Jotko, Tomasz Drwal, Michał Włodarek, Damian Grabowski, Peter Sobotta, Krzysztof Klaczek czy Agnieszka Niedźwiedź. Niestety, nigdy do tej gali już nie doszło.

Strikeforce

Lata funkcjonowania: 2006-2012
Rozpoznawalni zawodnicy: Gilbert Melendez, Nick Diaz, Daniel Cormier, Ronaldo Souza, Cung Le, Tarrec Saffiedine, Ronda Rousey, Miesha Tate, Cris Cyborg

Gdybym miał wskazać jednak jedą organizację, którą bym przywrócił na stałe, nie byłoby to ani PRIDE, ani MMA Attack, ani WEC a Strikeforce. Kalifornijska promocja miała w sobie to „coś” – łączyła niecodzienną, odjazdową oprawę z sportowym poziomem. Strikeforce miało jeden z najbardziej ekscytujących roosterów poza UFC. Daniel Cormier, Lorenz Larkin, Cung Le, Ronaldo Souza, Luke Rockhold, Rafael Cavalcante, Alistair Overeem, Antonio Silva, Josh Barnett – sama śmietanka świata MMA, na których to walki można było spokojnie zarwać noc. By docenić poziom organizacji Scotta Cokera, można zerknąć też do mistrzów UFC. Wspominani Rockhold oraz Cormier, a także Tyrone Woodley, Robbie Lawler, Miesha Tate, Cris Cyborg czy właśnie Ronda Rousey zapisali się na kartach historii największej organizacji w USA.

Walki w Strikeforce były zestawione po mistrzowsku – miały dobrą historię, idealnie promowaną przez telewizję Showitme. Pamiętam jak jako dzieciak jarałem się niemiłosiernie rywalizacją Melendeza z Thompsonem, jak skakałem z radości widząc rozkładówkę turnieju wagi ciężkiej, jak wywracałem oczami na szaloną jazdę bez trzymanki w pojedynku Nicka Diaza z Paulem Daleyem, a wreszcie jak nie mogłem przez 2 dni się odezwać, jak Fedor odklepał po raz pierwszy.

To właśnie dzięki Strikeforce Polacy mogli oglądać triumfy Joanny Jędrzejczyk w UFC – gdyby nie promocja Rondy Rousey przez organizację z San Jose, Dana White nigdy nie pomyślałby nawet o dodaniu kobiecych kategorii wagowych do swojej promocji.

Scott Coker próbuje zrobić wszystko to samo przy okazji Bellatora. Znowu zorganizował Grand Prix w wadze ciężkiej i kontraktuje swoje dawne gwiazdy ze Strikeforce. Na razie jeszcze tego nie czuje, więc myślami wspominam, jakie Strikeforce było po prostu zajebiste.

PRIDE FC

Lata funkcjonowania: 1997-2007
Rozpoznawalni Zawodnicy: Fedor Emelianenko, Wanderlei Silva, Shinya Aoki, Dan Henderson, Mauricio Rua, Alistair Overeem, Antonio Rodrigo Nogueira, Antonio Rogerio Nogueira, Josh Barnnet

Jedna z najważniejszych, jeśli nie najważniejsza organizacja w historii MMA. Dla wielu niedościgniony wzór, jak powinna wyglądać organizacja MMA. Połączenie sportu i rozrywki, pamiętne boje na lata, Grand Prix które śledziło się miesiącamim. O PRIDE można napisać osobny artykuł. Nie tylko za wszystko dobre co zrobili – organizacja Nobuyuki Sakakibary ma swoje za uszami i nie chodzi tylko o kontakty z Yakuzą.

Dlatego też o PRIDE powstanie osobny tekst – z rozkładem, co w tej organizacji działało dobrze i też to, co działało źle i nie powinno nigdy mieć miejsca, nawet kiedy widzowie klaszczą do widowiskowych nokautów krzycząc „Just Bleed”.

Scrolluj dalej, albo kliknij tutaj,
by obejrzeć kolejny wpis