Mniej show, więcej walki – piękna, wymagająca czasu idea?
Hasłem przewodnim organizacji ACA od wielu lat jest „Less Show – More Fighting”, co można przetłumaczyć na „Mniej Show – więcej walki”. I faktycznie, organizacja kierowana przez Maribeka Chasijewa nie przykłada większej roli do marketingowej strony MMA czy zarabianych na tym pieniądzach, skupiając się w 99% na sportowej stronie MMA – walkach. I mimo, że samo ACA organizowało w ostatni weekend wydarzenie, ich „ducha” niespodziewanie podłapała pewna inna organizacja, znana do tej pory z „show” – KSW.
Jakkolwiek byśmy nie zakrzywiali rzeczywistości w internecie, KSW 48 było naprawdę świetnym wydarzeniem. 7 na 8 walk skończyło się przed czasem po nokautach i dynamicznych pojedynkach. Natomiast w jedynej konfrontacji wymagającej decyzji sędziowskiej mieliśmy profesorskie rozpracowanie rywala i rzetelną egzekucję planu taktycznego.
Solidne zaplecze międzynarodowe
Rywale zza granicy nie wyglądali, jakby przyjechali tylko po wypłatę, jak to bywa często na galach bokserskich. Zarówno Bogdan Barbu jak i Savo Lazic mimo porażek, mieli swoje momenty. Zwłaszcza Czarnogórzec zasługuje na pochwałę – biorąc walkę z krótkim wyprzedzeniem, był o krok od znokautowania Michała Michalskiego.
Szamil Musajew i Filip Pejić powinni na stałe zagościć w szeregach KSW. Reprezentant Rosji zdominował Huberta Szymajdę, zalewając go gradem ciosów z bezproblemowo zdobytego krucyfiksa. Chorwat natomiast bardzo efektownie naruszył, a potem dobił bardzo solidnego Filipa Wolańskiego. Obaj są na znaczących seriach zwycięstw więc mam nadzieję, że KSW zabezpieczyło ich kontrakty odpowiednimi klauzulami.
Niepokonany Parnasse z kolei to diament w szeregach KSW. Precyzyjny w stójce, szybki, kreatywny, dobrze broniący sprowadzeń. To ten typ zawodnika, dla którego stworzono określenie – potencjał. Francuz ma tylko 21 lat. Wielu niewiele starszych chłopaków na tej gali jak choćby Sebastian Przybysz mogą się już uczyć na podstawie tego, co w klatce wyrabia Salahdine.
Polacy z tarczą
Pomijając Filipa Wolańskiego i Huberta Szymajdę, Polacy pokazali się naprawdę dobrze podczas minionego KSW. Cezary Kęsik pokazał, że będzie naprawdę dobrym wzmocnieniem dla wagi średniej. Sebastian Przybysz dał jasno do zrozumienia, że liczy się w rozgrywkach o top wagi koguciej w Polsce, a Michał Michalski uratował się przed zwolnieniem w KSW, po raz kolejny łapiąc bonus za walkę wieczoru.
Największe pochwały, nie bez powodu, zbiera Marian Ziółkowski. Reprezentant Berkut WCA Fight Team rozpracował mocno pompowanego Gracjana Szadzińskiego, bezwzględnie punktując Stargardzkiego power-punchera. Nie pamiętam w polskim MMA tak zdecydowanego występu ze strony… potężnego underdoga! W pewnym momencie kursy na Mariana sięgały 4 złotych! Kto się załapał, dobrze zarobił.
I w tym wszystkich szkoda trochę… Łukasza Jurkowskiego. Triumfator pierwszego turnieju KSW wygrał walkę przez kontuzję Stjepana Bekavaca. Przy tak znakomitej gali, rozstrzygnięcie pozostawia niedosyt.
Świetna gala – słabe wyniki
Tak chwalę i chwalę, bo jest co, ale pora powiedzieć coś smutnego. Wedle statystyk, była to najgorzej oglądana gala KSW w tak zwanej „Erze Pudziana”. Jedni mówią o 900 tysiącach oglądających. Inni o nieco ponad milionie widzów w peaku. Faktem jest jednak, że dobre walki i solidna, sportowa rozpiska nie przełożyły się na oglądalność.
Oczywiście, to nie było tak, że wybór był „Albo KSW, albo wyjdę sobie na dwór pooglądać schnięcie kory na drzewie”. Mocnym konkurentem dla organizacji Macieja Kawulskiego i Martina Lewandowskiego był mecz Lechia-Legia. Możemy się oszukiwać, ale faktem jest, że to piłka nożna a nie MMA jest narodowym sportem u nas w kraju.
Co nie znaczy, że statystyki nie zmartwią duetu właścicieli. Nie robią gal charytatywnie i często podkreślali, że liczą się dla nich pieniądze, jakie mogą zarobić na danym przedsięwzięciu. Czy to oznacza, że rozpiski sportowe „zanikną”, a KSW przejdzie powoli w drugie FAME MMA albo inne Freak Fight Federation? Aż tak bym nie galopował.
Trend jest malejący już jakiś czas. KSW 25, też świetne sportowo widowisko, śledziło prawie 3 miliony widzów w peaku. KSW 21 – 2,8 miliona. Warto jednak zwrócić uwagę na nazwisko ciągnące te wydarzenia. KSW 21 była sygnowana starciem Mameda Chalidowa z Kendallem Grovem. KSW 25 – Chalidow vs Sakurai. Inne wydarzenia telewizyjne, bez Freaka i Mameda, osiągały oglądalność na poziomie 2 milionów widzów w peaku.
Jak stworzyć gwiazdę?
Z Mamedem im się udało. I to trzeba przyznać. Bo powiedzcie sami – jak inaczej wyjaśnić fakt, że szanujący wszystkich i wierzący w Boga (swojego, ale jednak) Czeczen stał się gwiazdą w Polsce? Oczywiście, jego historia bardzo mu pomogła – uchodźca, odnajdujący dom w kraju nad Wisłą, próbujący sił w trudnym sporcie. Ale bez umiejętności i – a może przede wszystkim – bez wsparcia medialnego Kawulskiego i Lewandowskiego, Chalidow najprawdopodobniej nie zostałby taką gwiazdą, jaką się stał.
Tyle, że Mameda budowano latami. Czeczen zadebiutował w KSW w 2007 roku. W 2012 można mówić o wybuchu popularności – swoistej Mamedomani. Sukces marketingowy Chalidowa opierał się więc o 5 lat ciężkiej pracy. 3 lata, jeśli liczyć od wejścia Mariusza Pudzianowskiego do świata mieszanych sztuk walki. To i tak dużo.
Pytanie może też nasunąć się inne – ile w sukcesie Mameda jest jednak faktycznie zasługi duetu Lewandowski&Kawulski. Próbowano zrobić supergwiazdę z Michała Materli, Borysa Mańkowskiego, Tomasza Narkuna i Karola Bedorfa. O tym jak poszło, możecie przekonać się sami, pytając się kolegów – Januszy czy ich kojarzą i jeśli tak, to z czego.
Właściciele KSW mają przed sobą ciężki orzech do zgryzienia. By zarabiali pieniądze, muszą korzystać z portfeli niedzielnych fanów. Aby być sportową siłą w świecie MMA, muszą zestawiać sensowne, mocne w świecie mieszanych sztuk walki nazwiska, nawet jeśli ci nie są popularni wśród Januszy. By rozwijać Markę powinni iść na telewizję, ale by zarabiać na niej, potrzebują PPV. Gala w Lublinie może dać im odpowiedź, w którą stronę powinni pójść.