MMA PLNajnowszeUFC„Związkowiec” Hunt i pułapka wielkich idei [FELIETON]

„Związkowiec” Hunt i pułapka wielkich idei [FELIETON]

Mark Hunt atakuje celnymi bombami. Nie tylko w klatce. Po przegranej z nakoksowanym Lesnarem pojechał UFC po całości i miał bardzo dużo racji, bo ostatnio organizacja nie gra sprawiedliwie i w wielu kwestiach zwodzi zawodników oraz kibiców. Związki zawodowe jako recepta? Cele są pozytywne, jednak nie wszystko musi iść zgodnie z planem.

Foto: Photo by Josh Hedges/Zuffa LLC/Zuffa LLC via Getty Images

Związek zawodowy wojowników UFC nie jest nową koncepcją. Mówiło się o nich o wiele wcześniej, m.in. śmiałe pomysły miał Josh Koscheck (zawodnicze emerytury i fundusze organizacji). Teraz również Mark Hunt chce związków zawodowych. Idee są szczytne. Organizacje miałyby sprzeciwiać się niesprawiedliwemu traktowaniu swoich zawodników przez UFC. Huntowi nie podobało się to, jak kontrolowany był Brock Lesnar. I wcale mu się nie dziwię. Z drugiej strony Mark zarobił na walce całkiem dużo kasy i nie wiem, czy faktycznie lepiej wyszedłby na tym, gdyby Lesnar wpadł przed starciem. W kwestii umowy sponsorskiej UFC z Reebokiem było pewne przegięcie. Sponsorzy konkretnych wojowników mogli czuć się wyrolowani. A wraz z nimi ich podopieczni. Hunt chciał również bronić Conora McGregora, który został usunięty z rozpiski UFC 200. Paradoksalnie to właśnie organizacja przez długi czas była oskarżana o lepsze traktowanie swojej gwiazdy.

Najważniejszym pytaniem jest: czy związki zawodowe będą spełniać swoją założoną funkcję? Bardzo łatwo jest powiedzieć „zjednoczmy się, postawmy się, a wszystkim będzie lepiej”. Jak zwykle najtrudniejsze jest wykonanie. Trzeba jasno przyznać, że związek zawodowy to nie jest typowa organizacja społeczna, ale jak zawsze dąży do osiągnięcia celów politycznych i nierozerwalnie połączonych celów biznesowych. Nie chcę cisnąć Huntowi, bo mam do niego wielki szacunek, ale jakimś „dziwnym trafem” bardzo często o związkach zawodowych otwarcie mówili wojownicy bliscy zakończenia kariery. Jasne, coś trzeba robić również na emeryturze i cieszę się, że Hunt nie chce oddalać się od środowiska MMA. Wojownik zbliżający się do emerytury broniący młodszych kolegów zawsze będzie budził pewne wątpliwości. Najczęściej czynnych zawodników obchodzi tylko własna kariera. I tak jest chyba najzdrowiej.

Prawda jest taka, że UFC wyrosło i na dobre rozwinęło się dzięki uwolnieniu rynku. Gdy już konkretne stany lub państwa zezwoliły na walki w klatkach, świat stanął przed UFC otworem. Federacja musiała dotrzeć do potencjalnych kibiców. Musiała konkurować z innymi sportami walki i z wrestlingiem. Można pokusić się o stwierdzenie, że UFC to sportowy showbiznes, w którym wszystko wynika z zysku i zapotrzebowania na rozrywkę. Jeżeli zgodzimy się z tym stwierdzeniem, pomysł związków zawodowych może wyglądać absurdalnie. Wojownicy robią show, organizacja czuwa nad wszystkim, by ludzie chcieli to oglądać. Telewizje kupują lub nie kupują praw do transmisji. Podobnie jest z reklamodawcami. To najprostszy z możliwych systemów, który właśnie dzięki takiemu funkcjonowaniu sprawił, że MMA pnie się na szczyt. To „nieludzkie i niesprawiedliwe UFC” też zmaga się z wieloma problemami i smutne, ale prawdziwe jest to, że biznes zawsze będzie na pierwszym miejscu. Nie ma coś się dziwić i trzeba przyjąć to takim, jakim jest. Wojownicy zawsze mogą walczyć w innej organizacji, jest swoboda wyboru. A jeżeli to jednak UFC daje najlepsze możliwości zarobkowe dla zawodników takich jak Mark Hunt (zarobił kilkaset tysięcy dolarów za starcie z Lesnarem), chyba nie ma co narzekać.

Zawodnicy w podstawowych sprawach są jednym środowiskiem. Jeżeli chodzi jednak o sprawy zarobków, kontroli antydopingowych, czy równego traktowania, każdy będzie szedł we własną stronę. Po to się walczy, by być lepszym, by zarabiać więcej niż inni. Jedni koksują więcej, inni mniej. Nie po to, by oszukać przeciwnika, ale po to, by osiągnąć szczyt. Nigdy nie wiesz, czy oponent też nie jest „na bombie”. Ktoś bardziej lubi się z „Łysym”, a ktoś mniej i tak będzie zawsze. Nie da się w pełni zmierzyć, czy ktoś zasługuje na dane zarobki i czy to on powinien np. dostać walkę o pas. Zawsze będą oskarżenia o niesprawiedliwość. Wojownik, który chce walczyć tak samo jak inni i zarabiać tyle samo, co pokonani przeciwnicy chyba minął się z powołaniem. Istnieje ryzyko, że związek rozleci się po pewnym czasie lub każdy rozejdzie się we własną stronę już w czasie tworzenia struktur (bo każda tego typu organizacja oznacza hierarchię stanowisk i nierówny rozdział władzy).

Mark Hunt wyczuł moment zmiany właściciela UFC i właśnie teraz chce dokonywać zmian. Ja życzę mu powodzenia, jednak nie uważam jego pomysłu za dobry. Chciałbym, by mimo wszystko współpracował z nowymi właścicielami i nie chciał skłócić wojowników z pracodawcą. Lepsze efekty daje współpraca. Hunt nie będzie sportowym Wałęsą i nie przeskoczy „bramy niesprawiedliwego traktowania”. Takie uroki wolnego rynku. Deal with it!

 

Scrolluj dalej, albo kliknij tutaj,
by obejrzeć kolejny wpis