MMA PLNajnowszeBez kategoriiGdzie ci geniusze i czarodzieje? Rzemieślnicze MMA

Gdzie ci geniusze i czarodzieje? Rzemieślnicze MMA

„Nie ma odpornych na ciosy, są tylko źle trafieni”, mawiał Jerzy Kulej. Trudno się nie zgodzić. I podobnie można powiedzieć o MMA. Nie ma zbyt wielu czarodziejów, bo na każdego jest jakiś sposób. W czasie niesamowicie wyrównanego poziomu geniusz jednego obszaru ustępuje dobrej taktyce, a finezja – solidnemu przygotowaniu fizycznemu. Zbytnie zadufanie w sobie kończy się źle.

Foto: Wirralpt.com

Młody „Padawan” występuje na swoich pierwszych zawodach MMA. Wygrał dwie pierwsze walki przez poddania. Teraz ma przed sobą szczupłego, ale wysokiego przeciwnika z niezłym zasięgiem. Jako że „Padawan” jest niski i ma braki stójkowe, ale względnie ogarnia grappling, nie ma wątpliwości – „nie ma co się bić z nim w stójce, trzeba iść w parter”. Od razu próbuje obalać, jednak coś nie idzie, bo wejścia są sygnalizowane. „A ch** tam… wciągam do gardy, jakoś to będzie!” – udaje się, ale mija kilka sekund, potem kolejne, a tu ani nie da się zrobić techniki, ani nie da się wstać. Szczupły, wysoki przeciwnik okazuje się zaskakująco silny i zbyt uważny, by popełnił jakiś błąd. Przetrzymany, unieszkodliwiony „Padawan” wie, że przegrał zasłużenie. Nie myślał o zajmowaniu dominujących pozycji i ciągłym punktowaniu, przeleżał walkę i dostał nauczkę na przyszłość. „Wciągam do gardy”, „Obalić jakkolwiek, byle do parteru” – taktyka „jakoś to będzie, bo ogarniam parter” nie zdała egzaminu.

Co trzeba było zrobić? Pamiętać o swoich atutach, ale mieć na uwadze to, że zawsze punktuje się pozycje dominujące, a byle jakie, nieprzygotowane obalenie to prezent dla przeciwnika. To tylko jeden z wielu przykładów przeliczenia się w kwestii ulubionej płaszczyzny walki. Trudno tego całkowicie uniknąć. Tak zdarza się na pierwszych zawodach, tak bywa na galach na całym świecie, również w walkach o pas UFC. Nie odkryję Ameryki, jeżeli napiszę, że MMA już od dawna nie jest konfrontacją dyscyplin, a stała się i rozwinęła właśnie jako walka dwóch wielowymiarowych (najczęściej) zawodników. Kiedyś wciągnięcie do gardy stójkowicza było pierwszym krokiem do zwycięstwa, dziś jest wielkim ryzykiem i bardzo często preludium do solidnego oklepu w stylu ground and pound. Zabawa w opuszczanie gardy lub walkę z pleców jest interesująca, czasami kusząca i „showmańska”, jednak efekt może być odwrotny od zamierzonego.

Mówi się, że to siatkówka jest grą błędów. MMA też, w nie mniejszym stopniu. Pewne techniki trzeba mieć opanowane do perfekcji, bo jeden błąd może zaważyć na katastrofie. Możesz próbować robić balachy, trójkąty nogami, ale jeżeli ci nie wyjdzie, lądujesz w bocznej. Bawisz się w klucze na stopę i inne dźwignie na nogi? Ryzykujesz oddaniem pozycji. Masz fajne obrotówki? Nie przelicz się, bo w jednej chwili możesz zostać obalony i mieć przeciwnika na plecach lub po prostu wyłapać mocną kontrę. Zapasior z ciebie? No to rób wejścia w nogi, ale twój przeciwnik już ma przygotowaną fajną, ciasną gilotynkę. Możesz obalić, ale możesz wpaść jak śliwka w kompot. Jesteś wyraźnie szybszy i razisz swojego przeciwnika raz za razem? Uważaj cały czas, bo twój grad ciosów może zakończyć jeden przypadkowy cep. Największy błąd to właśnie „klapki na oczach”, typu „wygram poddaniem”, „znokautuję kopnięciem”, „jeszcze się trochę pobawię”, „posiłuję się z nim trochę”… Już biegniesz do celu, już zmierzasz do mety, ale wpadasz pod pędzącą ciężarówkę.

W MMA raczej nie będzie wielkich rewolucji. Wiele już zostało zrobione. Tysiące walk, obserwacji, analiz, badań dały jasny pogląd na to, co jest skuteczne. Teraz mało kto wpada w dźwignie, duszenia, zostawia nogi do obalenia, daje się łapać na proste bokserskie i kickbokserskie kombinacje. Na treningach wypracowuje się nie tylko akcje ofensywne, ale też metody wyjścia z opresji i natychmiastowe kontry dające przewagę lub zwycięstwo. Pójście w jedną płaszczyznę jest błędem. Nie ma czasu na finezje, więc magiczne i skomplikowane techniki odpadają. Pierwsze, podstawowe pytanie – „czy to wejdzie w walce, gdy obaj będziemy zmęczeni, śliscy i pod wpływem adrenaliny?”. Każdy wypracowuje swój styl, to jasne, ale nic nie daje większej przewagi niż solidne opanowanie podstaw – zwykłego zawodniczego rzemiosła. Nie trzeba być czarodziejem techniki, by wygrywać. Braki w podstawach to wstęp do porażki.

Nigdy nie zmienię zdania, że pierwszeństwo nad fizycznością ma odpowiednia technika. Dlatego trzeba ją szkolić. Mimo wszystko, lepiej nie zatracać się w samouwielbieniu i walczyć bez zadufania w sobie. Fizolstwo to najgorsza rzecz z możliwych, ale to wcale nie znaczy, że fizol nie jest w stanie ci zagrozić. Nie ma co fantazjować, walki wygrywa się myśleniem, rozsądkiem i opanowaniem. Nawet jak jesteś technicznym czarodziejem.

Scrolluj dalej, albo kliknij tutaj,
by obejrzeć kolejny wpis